W trudnych warunkach pogodowych

Jest krótko po 22.oo, a ja chyba zaraz udam się w ramiona Morfeusza. W pracy przeżywałam absolutny kryzys przez cały dzień (mimo, że zaczynałam dopiero o 15.oo, ale już od południa czułam, że w Totka to ja tego dnia nie wygram). Uroku dodawał fakt, iż ktoś (nie zidentyfikowałam jeszcze kto) uważa, że klimatyzacja jest niezdrowa (szczerze mówiąc nie interesuje mnie to, gdy temperatura przekracza 30 stopni, i to konkretnie), więc będziemy otwierać okna. O mamo… literki skakały mi przed oczami, zamiast przecinków stawiałam kropki, w gardle mnie ściskało. Niespodziewanie o 20.oo okazało się, że mogę wyjść wcześniej, z czego ochoczo skorzystałam. Radosny duch we mnie wstąpił, gdy pomyślałam, że za pół godziny będę w domu i pójdę pobiegać do Ogrodu Saskiego choćby. Chwilę przed wyjściem sprawdziłam jeszcze wiadomości i jakież było moje zdziwienie, gdy przeczytałam, że na Pradze spadł grad wielkości jajek. Jaki grad, jaka burza, przecież za oknem jest całkiem jasno. Gdy po chwili znalazłam się na Alejach i spojrzałam za siebie, zrozumiałam, jaki grad i jaka burza. Czarne chmury nadciągały w tempie ekspresowym. Lunęło dokładnie w momencie, kiedy wchodziłam do bloku. Żegnaj wieczorne bieganie, witajcie błyskawice i grzmoty. Dlatego nie widzę innej opcji, jak wstać przed 6.oo i biegać godzinę. Prysznic, śniadanie, i na 9.oo do pracy. Bo biegać, proszę państwa, w dzień się nie da w Warszawie w tym tygodniu. Wieczorem robi się znośnie, ale co z tego, skoro momentalnie pojawia się burza i robi się czarno.

Wczoraj jednak udało się wieczorem zrobić lekkie wybieganie – burza się spóźniła. Służbowo w Warszawie był mój brat i postanowiliśmy pobiegać w Łazienkach. Stety/niestety, dojazd do Łazienek wymaga miliona objazdów, więc daliśmy sobie spokój (ale próbujemy jeszcze raz w czwartek!) i zaparkowaliśmy przy Ogrodzie Saskim. Co prawda ledwo człowiek wystartuje, już jest po drugiej stronie parku, ale na tak lekkie wybieganie było w sam raz. Brat mój dawno nie biegał i też zbyt forsować kolana nie może, więc potruchtaliśmy sobie kilkanaście minut, A. został na ławce przy fontannie, a ja pobiegłam dalej, żeby chociaż 4km zrobić. Był apetyt na więcej, ale to już nadrobię jutro. Wrażenia zdecydowanie pozytywne, w szczególności z powodu miękkiego podłoża przeplatającego się z odcinkami asfaltowymi – moje stawy chyba się cieszą.

2 thoughts on “W trudnych warunkach pogodowych

Leave a reply to pokonacsiebie.. Cancel reply