Był sobie rower… zimą

Gdyby ktoś jeszcze miał wątpliwości, wahał się, zastanawiał, chciał się przekonać, ale miał pewne obawy… to ja, w dobroci serca, wyręczę.

Otóż. Kręcenie na mrozie to jest, całkiem dosłownie, ostra jazda bez trzymanki. Trzy warstwy tłustego kremu, sześć warstw odzienia – to wszystko może i nie zaszkodzi, ale nie zmienia faktu, że…

Read More »

Roweeeer, to jest świat!

Wchodzimy w klimat bujając się do: http://www.youtube.com/watch?v=LgNeikLhrMI

Kul na maksa, kul i ekstra!

Od chwili, gdy dowiedziałam się, że będę mieć wyjmowany metal z nogi, włączył mi się w głowie program specjalny i prawie cały czas o tym myślę. Czasem myślę tak bardzo cicho, że zupełnie niewyczuwalnie, ale w pół sekundy mogę przeskoczyć na myślenie intensywne. Mam trochę pół roku na popracowanie nad ciałem i takie przygotowanie się do operacji, żeby praktycznie z dnia na dzień wskoczyć na stół i dać się pociachać, a potem elegancko stanąć na nogi. Pisałam już, że obecnie prym wiodą pływanie i rower, oraz oczywiście gimnastyka w domowym zaciszu. I przy tym zostaję przez najbliższe miesiące. Zanim dowiedziałam się o usuwaniu gwoździa, planowałam powoli truchtanie. Teraz jednak odpuszczam – mam zbyt duży uraz psychiczny, nie sprawiałoby mi to przyjemności, a tfu-tfu-odpukać-jakiekolwiek-problemy w tym momencie rozwaliłyby mi na nowo ułożony plan na najbliższy rok. Nikt za mnie studiów nie skończy, Rosja czeka, pojechać trzeba i pozamykać elegancko sprawy uczelniane. Tylko gdzie ja tam ćwiczyć będę? Może znajdzie się jakiś basen na studencką kieszeń. Bo na rowerze to ja w lutym po skutym lodem Petersburgu chyba nie pojeżdżę…

No ale – do rzeczy. Odkrywam na nowo rower i cieszę się każdym leśnym odcinkiem, bez względu na pogodę. Czego by nie mówić o Trójmieście, tutejsze ścieżki rowerowe “dają radę” i bez większych problemów można dojechać nad morze. A potem to już nad samą wodą, Brzeźno-Sopot-Gdynia, przy czym największa frajda zaczyna się za Sopotem, są liście, las, klif i zapierające dech widoki. I właśnie tak ostatnio na klifie stojąc i patrząc na morze i konie galopujące wzdłuż brzegu pomyślałam, że dobrze mi w Gdańsku (choć za rok przeprowadzka bardzo prawdopodobna, niemal pewna). A potem wskoczyłam w las, poskakałam po korzeniach (ostrożnie, bo bez kasku), tętno też mi poskakało – i poczułam taki endorfinowy strzał, że na myśl o powrocie do miasta miałam ochotę się rozpłakać. Radość, energia i ogólny “pałer” nie mniejsze niż podczas biegania. Ja chcę nowy rower! A najlepiej dwa!

Tu moja rowerowa paplanina, poniżej jesienny rower w wersji czasem słońce, czasem deszcz. Każda ma swój urok – a we mgle i deszczu uczucie “styrania” nawet lepsze.

Zdjęcie0715

Zdjęcie0717

Zdjęcie0719

Zdjęcie0721

Zdjęcie0722

Zdjęcie0723

Zdjęcie0727

Zdjęcie0729

Zdjęcie0730

Zdjęcie0735

Zdjęcie0737

Zdjęcie0760

Zdjęcie0761

Zdjęcie0769

Zdjęcie0773

Zdjęcie0775

Zdjęcie0777

Zdjęcie0778

Zdjęcie0779

Zdjęcie0781

Zdjęcie0783