– czyli jak się dobrze wkurzyć, a potem jeszcze lepiej pobiec.
Bo tak – majowy poranek, człowiek nieprzytomnie pokonuje odcinek łóżko-prysznic, dzwoni telefon, w telefonie szczebioczący głosik – no aj pliz ju, to przecież musi być jakaś dobra nowina? Przecież takim głosikiem nie mówi się niczego złego? O naiwności. Ze zdziwienia moja lewa brew zawędrowała na czubek głowy, ale po chwili doszłam do siebie i równie słodkim głosem odpowiedziałam ‘tak, oczywiście, dziękuję za informację, pozdrawiam, do widzenia’. Pomyślałam coś zupełnie innego. I się wkurzyłam. Nawet nie zdenerwowałam. Wkurzyłam albo i co innego, ale nie wypada pisać.
Chwilę później przyszedł list. List dotyczący spłaty kredytu studenckiego. Nikt nie lubi korespondencji traktującej o kredytach. Tyle w temacie.
Potem poszłam na spacer z dzieckiem. A raczej z wózkiem, dziecko w wózku. Ja rozumiem, że w Anglii pytano mnie o dowód – bo wyglądam na mniej niż dwadzieścia pięć lat. Nawet nie chcę wyglądać na więcej. W Polsce nie pytają (no, raczej nie pytają). Czyli wyglądam na więcej niż osiemnaście. No to chyba nie wyglądam jak nastoletnia siksa, która ‘wpadła’ (a nawet gdyby – to byłaby moja sprawa)? I co z tego, skoro idę gdańską Starówką i większość (szczególnie starszych) osób patrzy na mnie ‘tym’ wzrokiem. Ostracyzm społeczny jak się patrzy. Najlepiej jeszcze usiąść na ławce, wyciągnąć butelkę i zacząć dziecko karmić. Ho ho, zła matka, butelką karmi! Tja, a może to nie matka, a w butelce matki mleko właśnie. Uroki bycia ciotką.
Jak wszystko powyższe ma się do biegania? Tak się ma, że rodzina miała dość wysłuchiwania powyższych historii, późnym popołudniem zrobiło się całkiem przyjemnie pogodowo, zdecydowana większość znajomych ma sesję, więc o wyjściach hulaszczych raczej nie chcą słyszeć. Nic, tylko przyodziać się biegowo i ruszyć. Pomaga. Pomaga, jak mało co. 5,1km w 28 minut (pewnie mniej, ale nie zatrzymywałam stopera na światłach). Na drugi dzień 6,7km w 39 minut – te ostatnie dziewięć minut to było człapanie, ale po przebiegnięciu całej ulicy Kartuskiej a po chwili Al. Zwycięstwa podejrzewam, że więcej miałam w płucach spalin i dymu, niż czystego powietrza. Co czuję jeszcze dzisiaj. Dlatego jutro wskakuję w tramwaj i jadę biegać nad morze. Jod i morska bryza to zdecydowanie lepsza opcja.