Koktajl, to jest to!

Z serii: szef kuchni poleca. Drugie śniadanie, podwieczorek, potreningowe uzupełnianie. Albo cokolwiek chcecie… Koktajl, który mi nie wyszedł, ale wam wyjdzie, jeśli dodacie kiwi. Ja nie dodałam i lekko mnie zamuliło i zemdliło. To jedna z tych sytuacji, gdzie nie ma co unosić się ambicją, tylko lepiej nauczyć się na cudzym błędzie, o.

moskwa2-0368

Read More »

“Co ty właściwie jesz?” vol. II

Z pytaniem “co ty właściwie jesz?” spotykałam się już na diecie wegetariańskiej (z okazjonalnym łososiem raz na jakiś czas). Tymczasem sprawy się pokomplikowały i stało się tak, że kilka miesięcy temu wprowadziłam kolejne zmiany w moim odżywianiu. O ile brak mięsa w diecie można nazwać fanaberią (względną), to wykluczenie kolejnych produktów jest stricte kwestią zdrowia. Kiedy przestępując próg rodzinnego domu oznajmiłam, że aktualnie nie jem mięsa, glutenu, nabiału i soi, moja mama załamała ręce. Wcale jej się zresztą nie dziwię, bo brzmi to kiepsko, nie ukrywajmy.

Read More »

Pasta to czy pesto?

Pietruszka. Jakie macie pierwsze skojarzenia słysząc to słowo? Zielone strzępki pływające na tłustej rosołowej tafli? Artykuły w prozdrowotnych gazetach z atakującymi nagłówkami podającymi zawartość żelaza w natce? Ja właśnie takie skojarzenia mam. Raczej nie protestowałam nigdy przeciwko pietruszce w surówkach, ale gdy po takiej przekąsce uśmiechałam się do lustra, zdarzyło mi się zastygnąć w przerażeniu i podziękować niebiosom, że nie wyszłam z domu bez tego ostatniego spojrzenia w lustro. O tym, jak przemycić pietruszkę w przyjaznej formie, pisano już sporo (Hania, Krasus). Mój dzisiejszy twór to coś pomiędzy pesto a pastą (skłaniam się bardziej ku drugiej opcji). Wyciągnęłam na blat, co znalazłam w szufladach i na półkach, a uznałam za odpowiednie, uprażyłam suche, wszystko wrzuciłam do blendera, podlałam oliwą, doprawiłam, schowałam do lodówki a teraz z radością konsumuję w formie widocznej na ostatnich zdjęcia. Jest pyszne (albo pyszna – pasta)!

Migdały, dwa zagubione orzechy laskowe, pestki dyni, ziarna słonecznika, siemię lniane, sezam:
pestp-0006

Główna bohaterka – pietruszka:
pestp-0009

I blendujemy:
pestp-0026

pestp-0031

Najpiękniejsza zieleń tej jesieni:
pestp-0044

Maca razowa:
pestp-0047

Pesto-pasta:
pestp-0050

Przełamanie kolorem:
pestp-0051

Zielona herbata w ulubionym kubku i drugie śniadanie gotowe:
pestp-0056

Dieta oczyszczająca

Dziś mija tydzień diety oczyszczającej. “Po co ci to?”, pyta co druga osoba. Hm. W nazwie “dieta o c z y s z c z a j ą c a” zawiera się chyba sedno sprawy, no ale w porządku… Oto, po-co-mi-to:

Żeby poćwiczyć silną wolę (wierzcie mi, jedzenie samych warzyw i owoców, i to tylko wybranych, to jest wyzwanie).
Żeby oczyścić kubki smakowe.
Żeby poczuć się lżej (i może zobaczyć mniej na wadze, ale to drugorzędna sprawa).

Oraz, cóż za niespodzianka, żeby oczyścić organizm.

Jak się czuję? Od drugiego dnia do teraz – świetnie. Kiepsko było tylko pierwszego dnia, a dokładniej od 16.oo pierwszego dnia. Zaczęła mnie boleć głowa, myślałam, że krótka drzemka pomoże – cóż, gdy podniosłam się z łóżka dwie godziny później, stwierdziłam, że głowa boli nadal, a do tego jest mi niedobrze. O 21.oo zakopałam się pod kołdrą i tak spędziłam czas (śpiąc;)) do 7.oo rano dnia następnego… kiedy to obudziłam się rześka i radosna, bez bólu głowy. Cóż, widać co z człowiekiem robi nagłe odcięcie cukru – słodyczy to ja może dużo nie pochłaniam, ale herbata z miodem to mój regularny napój, do tego słodkie owoce, kawa… dobrze mi ten detoks zrobi.

Czy cele zostały osiągnięte? Ośmielę się rzec, że tak ;). Silna wola – jest. Wrażliwość na smaki – podejrzewam, że też, ale przekonam się wprowadzając stopniowo produkty do menu. Od jutra wkraczają kasze i oliwa z oliwek i tak przez dni kilka, a potem kolejne produkty, stopniowo. Spodnie spadają, na wadze dwa kilogramy mniej, żołądek chyba się skurczył. Cera ładniejsza też 🙂

Jest jeszcze jeden plus – detoks zmobilizował mnie do wyciągnięcia z pawlacza zapomnianej sokowirówki, która teraz służy mi codziennie. A że jesienią jest z czego robić soki i to za małe pieniądze, to wariacje jabłkowo-marchwiowo-buraczano-pietruszkowo-selerowo wszelakie mają miejsce. Postanowienie mam raz w tygodniu robić sobie dzień na płynach – głównie woda, herbaty zielone i ziołowe, oraz soki właśnie.

Szczegółowe informacje o diecie oczyszczającej dr Dąbrowskiej (również pod nazwą post Daniela – zazwyczaj jeśli trwa on 6 tygodni i połączony jest z rekolekcjami, ale ja już tak daleko się nie zapędzałam) można znaleźć tu (klik). Nie każdemu polecana jest taka dieta, są pewne przeciwwskazania i warto w razie jakichkolwiek wątpliwości skonsultować je z lekarzem. Dobrze jest też pamiętać, że to nie jest dieta cud, sposób na ekspresowe odchudzanie itd. – owszem, chudnie się, to oczywiste, ale nie jest to głównym celem tej diety, która ma pomóc pozbyć się toksyn i złogów w organizmie. To jest post leczniczy. Należy go przestrzegać ściśle – jeśli dodamy coś, co sprawi, że organizm przeskoczy znów na odżywianie zewnętrzne (np. kromka chleba dziennie, oliwa do surówek itd.), to lepiej sobie to po prostu odpuścić, bo wyrządzimy sobie szkodę – to dopiero będzie idiotyczna dieta kilkaset kalorii i wyniszczanie organizmu.
Im gorzej się odżywiamy, im więcej pochłaniamy fastfoodów, mięsa, napompowanego chemicznie jedzenia – tym gorzej zniesiemy dietę (szczególnie jej początki). Dlatego warto poprzedzić ją choćby kilkoma dniami lżejszego jedzenia i eliminowania produktów. Przekaz powyższego akapitu jest taki, że nie radzę podejmować decyzji o przejściu na tę dietę z dnia na dzień. Jeśli jednak nie ma przeciwwskazań, to od siebie mogę powiedzieć, że warto – mam nadzieję, że za jakiś czas będę tego samego zdania.

sok-0011

sok-0001

sok-0026

sok2-0032

wikispacer-0282