2 m-ce rozmemłania – taka sytuacja

No dobrze. Dzisiaj konkrety.

Od kiedy skończył mi się karnet na basen w połowie grudnia, wszystko się posypało. Wszystko ćwiczeniowo. Nie, nie leżałam na kanapie wciągając czekoladki, ale posypało się. W styczniu wyjechałam na staż, zaraz potem do Rosji, gdzie jestem teraz, porządek dzienny wywrócił mi się do góry nogami i pół życia też. Nie rozwodząc się zbytnio, powtórzę – wszystko się posypało aktywnościowo. Niby machnęłam czasem jakieś pompki, brzuszki, pokręciłam na rowerku, gdy przyjechałam do domu, w Brukseli poćwiczyłam na Wii, ale można to wszystko na palcach jednej ręki policzyć. I kurczę, im dłużej nic się nie robi, tym trudniej coś zrobić. I wścieka się człowiek na siebie okrutnie (no dobrze, najpierw się nie wścieka, tylko powtarza codziennie “taka jestem zmęczona, muszę odsapnąć po pracy” – no i tak odsapuje do 21, film, winko, wyjście do znajomych, na piwo, długa kąpiel…). Nie wiem, kiedy minęły dwa miesiące – tak jakby w mgnieniu oka… Ocknęłam się kilka dni temu z tego letargu, kiedy stwierdziłam, że jakaś “pospinana” jestem, ciągle senna, wszystko nie tak. Raz i drugi zabolało kolano niewytłumaczalnie (o tyle wytłumaczalnie, że mam tam gwóźdź, ale przy regularnych ćwiczeniach było już bardzo dobrze). Napatrzyłam się na ociężałe, ospałe Rosjanki – matrony w kożuchach, z oplecionymi żylakami nogami, na Rosjan kopcących najtańsze papierosy pod przystankową wiatą… zakrztusiłam się dymem i pomyślałam “Ewa, ratuj się, póki możesz”. Do tego dwa tygodnie temu robiłam moje standardowe badania tarczycowe i… klops. Moja od prawie dwóch lat ustabilizowana tarczyca ześwirowała znów, niedoczynność welcome to – ponownie. Oraz oczywiście niedobór witaminy D3, więc teraz łykam solidną dawkę codziennie (choć w tym ciemnym Petersburgu to i dwie tabletki to za mało chyba).

Przestało mi się podobać nic-nie-robienie. Zatęskniłam za robieniem. Ruchem regularnym. Konkretnym wyciskiem. Może ta przerwa była potrzebna, taką mam przynajmniej nadzieję. W każdym razie fakt, że gdy w sobotę odpaliłam ‘Skalpel’ Ewy Chodakowskiej i po 20 minutach zrobiło mi się tak słabo, że o mały włos nie grzmotnęłam na podłogę, nieźle mnie zaniepokoił. Przecież kiedyś te ćwiczenia były lekką rozgrzewką przed dalszym treningiem! Oj, oj. Trening dokonczyłam po małej przerwie, wczoraj była joga, dzisiaj też, we wtorek w planie Turbo Spalanie albo coś podobnego. A jeśli noga będzie siedzieć cicho, to truchtanko wokół bloku także. Jak ja tęsknię za bieganiem. Chociaż truchcik!

Jest jeszcze jeden wspaniały powód motywacyjny, żeby ruszyć cztery litery. Powód jest tak prozaiczny, banalny i oklepany, że aż boli, no ale jest. Za dwa miesiące (i tydzień) idę na ślub bardzo ważny. I jakoś tak się składa, że wszystkie potencjalne sukienki, które mi się podobają, wymagają solidnej pracy nad wyglądem i jeśli mam zamiar powyginać śmiało ciało, to trzeba trochę przycisnąć.

No to cisnę.

7 thoughts on “2 m-ce rozmemłania – taka sytuacja

  1. A basen? Pisałaś, że znalazłaś pływalnię na rosyjskiej ziemi 😉 basen+Chodak+lekkie bieganie+ćwiczenia, a potem wbijasz się w wymarzoną kreację i błyszczysz jak diament 😉

    • Tak, tak, znalazłam, ale na miejscu okazało się to nie takie proste :/ Jeden basen blisko ma wbite centralnie dwie kolumny (witajcie guzy na głowie :D) i jest mały, inne są drogie bez studenckiej zniżki, a tu generalnie kasa leci strasznie. Ale wczoraj odebrałam legitkę i będę działać zaraz 🙂

Leave a comment